Posty

Ile skrywa jedna rana?

Obraz
  Trochę można potrzymać w niepewności, ale tak długo? Jak widać, tak też można. Ostatni wpis zostawił Was, drodzy czytelnicy, w wielkim oczekiwaniu na ciąg dalszy, prawda? Jeśli nie, to przeczytajcie go, żeby wiedzieć, w jakich opałach się znaleźliśmy. Następnego dnia po wypadku z lustrem szukaliśmy możliwości zmiany opatrunku. Nie chciałam się tego podejmować, nie wiedząc, jaki widok czeka mnie pod bandażami, a moje potencjalne omdlenie nie było tym, czego pragnęliśmy po poprzednim stresującym dniu. W końcu trafiliśmy na pomoc doraźną, gdzie przemiła pani pielęgniarka, zupełne przeciwieństwo Zofii ze szpitala sprawnie zmieniła opatrunek, pokazując mi, jak mam to zrobić kolejnego dnia. Zrobiła to jednak chyba zbyt sprawnie, gdyż już o poranku następnego dnia Z. przyszedł do mnie ze zbolałą miną. - Palec mnie boli i jest opuchnięty. Znany Lekarz i dzwonienie. Ostatecznie wylądowaliśmy w prywatnym gabinecie, gdzie Z. dostał antybiotyk, receptę i zmieniony opatrunek. Problem pojawił się

Lustrzane perypetie

Obraz
  - Mamoooo, tylko się nie denerwuj, bo mi się nic nie stało - oczywiście te słowa Synka wywołały u mnie konkretny skok ciśnienia. Jednak szybka lista kontrolna - stoi, gada, krew nie cieknie - pozwoliła mi zadać pytanie: - A co się stało? - Bo tak się poślizgnąłem i lustro się zbiło. Najpierw ekspresowe oględziny rąk, ale nic, dziecko całe. Gorzej z lustrem. I siedmioma latami... Nie odsunęłam tej myśli, ale odsunęłam się od niej i zobaczyłam ją z kolorową przywieszką "zabobon", co mnie uspokoiło. No, powiedzmy. - Z.!!! Chodź tu proszę, bo lustro zbite - zawołałam wtedy jeszcze narzeczonego. Przyszedł, powiesił z powrotem pęknięte. Zobaczyłam oczami wyobraźni, jak Syn wchodzi, znów się potyka i wpada na na to popękane. - Kochanie, proszę, ściągnij je, bo będzie tragedia. Z. chwycił i ostatnie, co widziałam, to jak pęknięcie idzie w górę. Potem było czerwono i prawie zemdlałam. Z łazienki dobiegło mnie zduszone a*ı*a ko*** (tureckie przekleństwa są w ogóle bardzo ciekawe, też

Haram

Obraz
  - Ciekawe, jakby Twoja mama zareagowała, gdybyś jej powiedziała, że przeszłaś na islam. I to taki wiesz, radykalny, twój ulubiony - Z. szczerzy swoje białe zęby odbijające się od jego oliwkowej cery.  - A może zrobimy jej taki numer, że kupię jakiś materiał, owinę się w niego i pojedziemy do rodziców? - chytam w locie ten koncept i już mi błyszczą oczy na hecę.  Tyle że mama by nie uwierzyła. Zna mnie dobrze i wie, że cenię też ekspresję w ubiorze i, pomijając wszystkie inne kwestie, nie chciałabym się pozakrywać. Ale co to będzie, jak polecimy odwiedzić przyszłą teściową - praktykującą, bardzo pobożną muzułmankę - która pewnie inną wybrankę dla ukochanego syna widziała w swoich snach? W szortach i z gołym brzuchem do niej nie wjadę, to pewne. Gdzie jest ta granica między szacunkiem a autonomią, niezależnością i byciem w prawdzie o sobie? Uczę się tego i na pewno wiele lekcji przede mną.  Bo kiedy tak słucham, to czasami wychodzi na to, że wszystko jest haram*. A na pewno połowa z te

Szalono mi

Obraz
  - Trawa jest szalona.  Kiedy słyszę tę słowa, siedzimy w ogrodzie, ja ubrana w czapkę i kurtkę zimową, okutana szalem, Z. z gołymi stopami i w samej bluzie. Patrzę na tę trawę. Rośnie marnie, więc z pewnością nie jak szalona, a poza tym nie podejrzewam Z. o znajomość polskich związków frazeologicznych. Stawiam diagnozę: brak objawów obłędu. - Że zielona? - Tak, mowię, że szalona. No i tak sobie gadamy. Ostatnio nie mogłam znaleźć kluczyków do auta i prosiłam, żeby Z. zobaczył czy nie ma ich w... zupie. Przyznajcie, że nie dość, że torba - çanta i zupa - çorba wyglądają i zapewniam, że także brzmią - szalenie podobnie :D A tym bardziej torba - çorba. Mieszamy wszystkie znane i jak widać nieznane nam języki i czasem jest śmiesznie, a czasem strasznie. Klucze lądują w zupie, trawa szaleje w ogródku. A my próbujemy się dogadywać, pomimo. Rozumieć, nawet gdy słowa nie pozwalają. Ćwiczymy, choć często brak sił i zazwyczaj przechodzimy szybciutko na angielski. Gorzej, jak tam też nie starcz

Ramadan i pierścionek

Obraz
  - Kiedy zaczyna się Ramadan? Z. podnosi na mnie swoje zielone oczy znad notatek, z których uczy się polskiego i pyta: - Ramazan? -Tak, zaraz sprawdzę, czy tylko w Polsce mówi się przed "d". Ale kiedy? - Musiałabyś spytać mojej mamy. - Serio nie wiesz? - po raz kolejny stereotyp z mojej głowy miga na czerwono. No jak to być może. - Patrz! Jutro się zaczyna. - Aha. A możesz mi przeczytać to słowo, tu? - wskazuje na "pierścionek", bo akurat temat tygodnia to ubrania. No i tyle było o ramadanie. Ale przecież muzułmanie są tak wierni swojej religii i wszystko jej podporządkowują! Spoko, on miał podobne przekonania co do katolicyzmu w Polsce. Kiedy mówię mu o apostazjach, robi wielkie oczy. I tak właśnie klika dni temu, w związku z Ramadan em, kolejny stereotyp padł.  Z Jezusem to w ogóle jest najlepszy numer, gdyż uznawany jest Mesjaszem, choć Bogiem nie, i każdy prawy wyznawca Islamu uważa, że Jezus jest muzułmaninem i zbawi ich jak przyjdzie na końcu świata. Ostatnio

O kurde... Żyję z Kurdem.

Obraz
Mój facet jest z Mezopotamii. Pamiętacie te lekcje historii gdzieś w zamierzchłej podstawówce, kiedy mówiono o Sumerach? Tygrys, Eufrat i te sprawy. Wydawało mi się to niesamowicie egzotyczne. I nadal wydaje. Ale teraz z każdym dniem poznaję bardziej człowieka, który stawiał swoje pierwsze kroki nad Tygrysem, w cieniu zbudowanych w IV wieku murów obronnych Diyarbakıru. Nie jestem specjalistką od Turcji, a tym bardziej od Kurdów. Pewnie, że się dużo uczę o świecie, z którego Z. pochodzi,  czytam, co mogę, ale tak naprawdę nigdy nie pojmę tego, co go ukształtowało. Mogę to sobie jedynie empatycznie wyobrażać. Od początku naszego związku chciałam założyć tego bloga, ale mój wewnętrzny krytyk mówił: no ej, dziewczynko, poczekaj, bo się wygłupisz. Co Ty wiesz? O czym chcesz pisać? Ty nawet w Turcji nigdy nie byłaś. Nie byłam. Nigdy nie byłam poza Europą. Po kurdyjsku umiem trzy słowa, która brzmią podobnie do polskich. Dwie z nich to cyfry. Tureckiego się uczę. Z. polskiego. I jego poziom j